Syndykat
listopada 22, 2017
8
Adam Ubertowski
,
czytam polskich autorów
,
męskim okiem
,
nowości wydawnicze 2017
,
sensacja
,
wydawnictwo oficynka

Wyobraź sobie - niesprawiedliwie oskarżony i osądzony kończysz właśnie dwuletnią odsiadkę (co i tak świadczy o twoim szczęściu - mogło być o wiele dłużej, albo nogami do przodu). Wychodzisz po za więzienne mury, a tu czeka na Ciebie tylko gorycz, deszcz i brak perspektyw. Chwilę później niespodziewanie wita Cię miły starszy pan w wypasionej limuzynie i proponuje niezobowiązującą rozmowę podczas przejażdżki. A czym kończą się takie tajemnicze spotkania? Oczywiście bardzo atrakcyjną propozycją, i to z najwyższej półki, czyli tej "nie do odrzucenia".
Taką właśnie propozycję otrzymał Kinsky, bohater "Syndykatu". Syndykat poznał się na Kinskym, w końcu przeżyć dwa lata w takim więzieniu to nie lada gratka. W zamian za m.in. niewyobrażalną sumę pieniędzy nasz bohater zostaje superagentem (pozycja "były komandos" w CV dużo ułatwia) bliżej nieokreślonej tajnej organizacji. Działa ona z pobudek ideowych, ale oczywiście nie za darmo i nie boi się używać metod wątpliwej moralności. Jednym słowem robi wszystko to, czego możni tego świata wykonać nie mogą lub nie potrafią, a co do utrzymania ogólnie przyjętego porządku jest konieczne. Jest tylko jeden feler. Z Syndykatu możesz odejść tylko w foliowym worku.
Wszystko przypominało najwyższej próby balet: mężczyźni w marynarkach padali jeden po drugim, przypominając zasadzone w kręgu krzewy - wyrosłe mocno w górnej swojej części - ścinane jednym ostrym ciosem potwornie ostrego narzędzia.
Jak pewnie zauważyliście, fabuła książki pana Adama Ubertowskiego nie jest zbytnio oryginalna. W końcu tajnych organizacji, z tajnymi agentami i tajnymi misjami trochę już przeżyliśmy. Ale to nie oryginalność była tym co chodziło po głowie twórcy "Syndykatu" lecz jak sądzę, po prostu dostarczenie nam czytelnikom czystej rozrywki na poziomie. I pod tym względem jest naprawdę dobrze.
W książce od początku rządzi konkret. Nie ma tu zbytniego owijania w bawełnę i bawienia się w domysły. Najważniejsza jest intryga, z którą ma się zmierzyć Kinsky, czyli na potrzeby zlecenia, późniejszy Walker. Już po pierwszych rozdziałach (a jest ich całkiem sporo, jak na 300 stron), gdzie przeważają kolejne wymiany zdań między postaciami, nie mamy dużego problemu z naszkicowaniem kim nasz kandydat na agenta jest. Można powiedzieć, że jest idealnym materiałem na Bonda, ale bardziej tego współczesnego. Ma siłę, inteligencję i spryt, ale na szczęście również charakter, jakieś minimum emocji i wątpliwości, a kobiety dla niego to nie tylko kolejny gadżet. Z cała pewnością nie przypomina tego kelnera z okładki, która dobrej reklamy "Syndykatowi" raczej nie robi.
Kinsky zdany jest w dużej mierze na potęgę własnej improwizacji, tak więc nic w tej historii nie jest od początku do końca przesądzone. Kto jest wrogiem, kto przyjacielem, czy może jest zwykłym pionkiem, który za chwilę będzie zbędny i zrzucony ze stołu? Mamy coś na kształt uproszczonego śledztwa, pojedynki słowne, gdzie jeden fałszywy akcent lub gest może wszystko zrujnować, ale oczywiście również zabójcze femme fatale, bondowskie gadżety i last but not least - niezastąpione strzelaniny. Wszystkie składniki od lat znanego przepisu są tam gdzie powinny być. Jedynie pod koniec miałem wrażenie lekkiego przesytu, a odczuwalna podskórnie nieśmiertelność bohatera, dawała mi złudzenie uczestniczenia w czymś na kształt finału gry komputerowej.
- Więc? Ja, Walker...
- Gänger. Tak, dla wielu będziesz ich prawdziwym Doppelgängerem: ostatnie co zobaczą to twoja twarz.
Podsumowując, bawiłem się naprawdę dobrze. Kinsky'ego i jego styl po prostu polubiłem, a tempo, które zostało narzucone, nie pozwalało mi się nudzić. Poza tym nie zauważyłem jakieś większej nielogiczności czy głupoty, która wymykałaby się z jakby nie było mało realistycznej, bondowskiej (nie wiem czym zastąpić to słowo:) konwencji. "Syndykat" w swoim gatunku, lekkiej powieści, szpiegowsko-sensacyjnego przerywnika, sprawdza się naprawdę dobrze i tak go też oceniam.
Pozdrawiam
T.
Za egzemplarz recenzencki dziękujemy:

INFORMACJE O KSIĄŻCE:
Tytuł: Sydykat
Autor: Adam Ubertowski
Data wydania: 5 października 2017
Gatunek: sensacja/kryminał/thriller
Wydawnictwo: Oficynka
Liczba stron: 304
Ocena Księgozbioru:
7/10
7/10
Moje klimaty!:)
OdpowiedzUsuńRecenzja,kusi by sięgnąć po książkę :)
Pozdrawiam Molik :)
Molikksiazkowyy.blogspot.com
Dzięki, ja myślałem że mi nie podejdzie, ale widocznie każdy potrzebuje czasami lekkiego przerywnika :)
UsuńPozdrawiam
Z wielką przyjemnością przeczytam tę książkę. Zapowiada się ciekawa przygoda :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńMoże nie jest to poziom przygód Dirka Pitta, ale byłem mile zaskoczony. Tym bardziej że autor jest raczej mało znany.
UsuńMoże mi się spodobać ta książka, więc zapisuję tytuł. ;)
OdpowiedzUsuńStarałem się przedstawić plusy jak i minusy tej książki, jeśli ułatwiłem Ci jej ocenę to bardzo się cieszę :)
UsuńPozdrawiam
Zdecydowanie jestem na tak! Muszę dorwać egzemplarz tej książki, najpierw sama przeczytam, a potem podrzucę Tacie, bo też lubi takie klimaty:)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że wrażenia po lekturze będą równie pozytywne :)
Usuń