Rosół z kury domowej
Po przeczytaniu „Biura przesyłek niedoręczonych” poczułam, że koniecznie muszę zapoznać się lepiej z twórczością Nataszy Sochy. W pierwszej kolejności mój wybór padł na „Rosół z kury domowej”.
Wiktoria ma 37 lat. Jest mężatką. Niepracującą mężatką, gdyż mąż Wiktorii nie chciał, aby pracowała. Miała prowadzić mu dom. I prowadziła go wprost perfekcyjnie. Do czasu, aż pewnego dnia jej szanowny małżonek przyszedł do tegoż idealnego domu i oznajmił, że perfekcja już nie leży w kręgu jego zainteresowań. Od pewnego czasu upodobał sobie kobietę zupełnie nie perfekcyjnie prowadzącą swoje gospodarstwo domowe za to z ogromnymi ambicjami i prężnie rozwijającą się karierą.
Po rozwodzie Wiktoria chce się odciąć od przykrych wspomnień i przeprowadza się do swojej ciotki do Niemiec. Tam spotyka takie same jak ona „ukurzone” kobiety zdominowane przez swoich partnerów. Odarte z ambicji i możliwości. Obrażane, niedoceniane i maltretowane psychicznie kury domowe. (Żebyśmy się źle nie zrozumieli nie ma nic złego w byciu „kurą domową” dopóki jest to w 100 % świadomy w niczym nie ograniczający wybór takiej „kury” :)). W ramach własnej terapii Wiktoria wpada na szalony pomysł, który ma także pomóc jej trzem nowym przyjaciółkom poznanym na obczyźnie. Cztery bohaterki wspólnie biorą los w swoje ręce, no bo jak wiadomo w grupie raźniej i weselej.
Natasz Socha porusza bardzo ciężkie tematy w dość lekki sposób. Więcej tu śmiechu niż użalania się nad sobą. Autorka przekonuje, że zawsze jest czas na to by zacząć od nowa i zawalczyć o siebie choćby nie wiadomo co się działo, bo nikt tego za nas nie zrobi. Choć oczywiście impulsy zewnętrzne lub wyciągnięta pomocna dłoń są zawsze mile widziane. Naprawdę bardzo przyjemna lektura choć nie obejdzie się bez refleksji i wyraźnego przesłania: pamiętajcie nigdy nie dajcie się „ukurzyć”!
Pozdrawiam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz