Ubezwłasnogłowieni
października 05, 2017
0
kryminał
,
męskim okiem
,
nowości wydawnicze 2017
,
polecane
,
przemoc
,
sensacja
,
Stuart MacBride
,
thriller
,
Wydawnictwo Editio Black
Za chwilę czeka nas uczta kinowa w postaci “Blade Runnera 2049”, ale już teraz możemy wejść do świata, który pośrednio do klasyka nawiązuje. Być może okładka jak i sam tytuł “Ubezwłasnogłowieni” nie zachęci Was, tak jak i mnie, ale nie dajcie się zwieść. Czeka na Was kawał porządnej literatury, dodatkowo idealnie wpasowującej się w ponurą pogodę za oknem.
Czas, w którym rozgrywa się akcja, nie jest dokładnie nam znany, ale z pewnych nowinek technicznych, jak zaawansowany VR (wirtualna rzeczywistość), można wywnioskować, że mamy do czynienia z nie daleką przyszłością. Coraz większa część społeczeństwa nie ma pracy, a co za tym idzie, nie jest nikomu potrzebna. Nie pozostaje nic tylko podpiąć się pod VR i egzystować. Chyba że wcześniej zwariujemy i zaczniemy mordować. A to już prosta droga do stania się ubezwłasnogłowionym. Tu dochodzimy do kolejnej „technologicznej nowinki”. Medycyna w powieści zaszła na tyle daleko, że możliwe jest powszechne unieszkodliwianie ludzi skazanych, jednocześnie ciągle utrzymując ich przy życiu. Wymaga to tylko usunięcia żuchwy, lobotomii i tzw. smażenia mózgu. Po tym możemy już co najwyżej myć podłogę i wyrzucać śmieci. W tak nakreślonym świecie, podczas jednej z akcji w szczególnie niebezpiecznym osiedlu (tym z okładki), poznajemy naszego głównego bohatera Willa Huntera, wysokiego oficera jednostek specjalnych do ścigania najbardziej wykolejonych osobników. Jak się później dowiadujemy, jego życie związane jest z jednym szczególnym ubezwłasnogłowionym, któremu nadal w głowie siedzi zemsta.
Otaczają ją ze wszystkich stron: wynaturzone twarze nieskażone myślą ani uczuciem. Wszędzie unosi się kwaśny zapach ich potu. Muchy i martwe ptaki. Ten w sąsiedniej przegrodzie gapi się przed siebie, nad lewym okiem nosi świeżo wytatuowany, wyraźny kod kreskowy. Nowy zesłaniec do świata żywych trupów.
To co się rzuca od razu w oczy to styl w jakim ten thriller został napisany: bardzo plastyczny, szybki, bez zbędnych opisów, można by powiedzieć, że bardzo lekki. Można by, gdyby nie pojawiające się dosyć często bardzo duże okrucieństwo. Brutalne, finezyjne, skupiające się na wydłużeniu cierpienia morderstwa, oraz akcje policyjne nie należące do najłagodniejszych, mogą sprawić problem co wrażliwszym czytelnikom. Powszechna jest broń energetyczna, która zamiast kogoś dziurawić, zamienia w marmoladę lub malinową mgiełkę. Miejsca zbrodni to prawdziwe dzieła sztuki, a autor nie marnuje okazji aby nam to wszystko dokładnie opisać. Co najdziwniejsze, mimo takich scen, wcale nie czułem dużego niesmaku, a to wszystko dzięki humorowi, który bardzo fajnie kontrastował z ponurą i mroczną rzeczywistością. Fakt, jest on bardzo przewidywalny, wręcz wyrwany prosto z amerykańskiego kina akcji, tak jak i przewijające się postaci (obleśny mały patomorfolog, seksowna pani policjantka), ale czy właśnie tego nie lubimy najbardziej w filmach z np. Brucem Willisem? Ja z pewnością tak.
Narracja przebiega dwutorowo. Większość książki poznamy z towarzyszącym nam u boku agentem. Jest to część bardzo ciekawa, bardziej przypominająca kino sensacyjne, w którym oprócz wątku globalnego spisku mamy obowiązkowy wątek osobisty. Jest dosyć schematycznie, ale na pewno nie nudno. Co jakiś czas trafiamy jednak do naszego tytułowego ubezwłasnogłowionego, a wtedy robi się naprawdę ciekawie, czasami dosyć strasznie. Zabieg stworzenia dwóch równorzędnych bohaterów wyszedł tu bardzo dobrze, a nie jeden raz dzięki temu książka dostarczyła dodatkowych emocji.
To takie słodkie, jak ludzie przywiązują się do różnych rzeczy. Zapach żony. Kawałek skóry. Kończyna. Ich życie.
Oddzielną sprawą jest sam pomysł ubezwłasnogłowienia ludzi. Autor w kilku miejscach porusza ten problem, zadaje nam pytania, nie dając prostej odpowiedzi. Porusza problem człowieczeństwa, kiedy się ono zaczyna, a kiedy kończy. Czy mamy prawo pozbawić go kogokolwiek? Oczywiście jest to wyraźne puszczenie oka do wspomnianego we wstępie „Blade Runnera” (czy raczej do książkowego pierwowzoru), który szukał odpowiedzi na pytanie, co czyni nas ludźmi. Takie nawiązanie bardzo cieszy, a jednocześnie jest to duży plus, bo oprócz czystej rozrywki mamy coś więcej.
Podsumowując, choć powieść nie jest żadnym przełomem w swojej dziedzinie, a trochę bardziej złożona intryga zapewne by jej nie zaszkodziła, to jednak bardzo przypadła mi do gustu. Do samego końca miałem wrażenie, że czytam wręcz scenariusz do bardzo dobrego, mrocznego kina akcji. Nie zdradzając fabuły powiem, że jest szansa na kontynuacje i z pewnością po nią sięgnę.
T.
P.S. Za zdjęcia dziękuję @ale.dzien, zapraszam do obserwowania profilu na instagramie.
Za egzemplarz recenzencki dziękujemy:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz